Empatia — supermoc i obosieczna broń

Wiele osób uważa, że empatia to cecha, do której miło się przyznawać i do której warto dążyć. Jest kojarzona z byciem dobrym i miłym, wrażliwym, współodczuwającym stany emocjonalne innych. Zdaje się odtrutką na plagę egocentryzmu i indywidualizmu – czego chyba powoli zaczynamy mieć dość. Ciągnie nas do inkluzywności, tolerancji, marzymy o wspólnotowości, o tym, by móc być miękko w świecie i by bezpiecznie zapuścić korzenie pośród osób, które nas nie skrzywdzą. Ale jak to naprawdę jest z empatią?

fot. Paula Patocka

Czym jest empatia?

Uważa się, że empatia wchodzi w skład inteligencji emocjonalnej i charyzmy. Widzę w niej pewne podobieństwo do intuicji — jedni mają ją lepiej rozwiniętą, inni gorzej, a w rzeczywistości można sobie ją wytrenować jak mięsień. Możemy być z natury empatyczni lub zwiększyć siłę empatii w procesie socjalizacji, a być może nawet terapii. Żeby jednak o empatii pogadać, warto odpowiedzieć sobie na pytanie, czym jest. 

Empatia sprawia, że jesteśmy w stanie współodczuwać z drugą istotą (bo przecież można współodczuwać również ze zwierzęciem). Możemy podzielić ją na emocjonalną i poznawczą.

Dzięki empatii emocjonalnej jesteśmy w stanie poczuć cudzy smutek, ból, nieszczęście, stres, ale też radość, tak jakby sprawa dotyczyła nas osobiście. Umiemy wczuć się w sytuację drugiej osoby i niemal namacalnie odczuć jej emocje.

Empatia poznawcza dotyczy z kolei pozostawienia na chwilę swojego punktu widzenia i wyobrażenia sobie, że druga osoba ma inaczej niż my. Może dotyczyć różnic światopoglądowych, religijnych, wyborów życiowych czy motywów zachowania drugiej strony.

Wystarczy ledwie zarysować temat, by dojść do wniosku, że empatia jest potrzebną i pożyteczną cechą, dzięki której lepiej funkcjonujemy społecznie. Wyobraźmy sobie, że jesteśmy w stanie z łatwością zrozumieć irytujące zachowanie partnera – nie pozwalamy na eskalację konfliktu, tylko przyjmujemy jego punkt widzenia, na przykład dzięki temu, że znamy dom, w którym był wychowany, czy wydarzenia, które go ukształtowały. Nie dajemy przyjaciółce złotych rad, bo wiemy, że ona może wybrać inaczej, niż wybrałybyśmy my. Empatia mogłaby dać nam umiejętność zamknięcia ust wtedy, gdy emocjonalny klimat nie sprzyja wymądrzaniu się lub skupianiu uwagi na sobie. W życiu społecznym nikt nie musiałby umierać za wiarę, a scena polityczna nie byłaby tak brutalnie podzielona. Moglibyśmy wysłuchać rzeczowej argumentacji drugiej strony i zrozumieć jej punkt widzenia, po czym przedstawić własny i szukać kompromisów. Brzmi dobrze. Empatia naprawdę sprawia, że jesteśmy milszymi osobami, mniej się zacietrzewiamy i jesteśmy skłonni szukać polubownych rozwiązań i czuć więcej jedności ze światem i innymi. Dostrzegam jednak pewną pułapkę i może Tobie też zapaliła się już czerwona lampka.

Empatia — znajdź balans

Czy można być nadmiernie empatyczną osobą? Z pewnością można pomylić współodczuwanie ze współczuciem, a stąd już niedaleka droga do zachowań typu „przepraszam wszystkich, którzy poczuli się urażeni”, czyli dewaluowania emocji drugiej osoby i stawiania siebie i swoich uczuć w centrum uwagi. Ostatecznie empatia zakłada jednak zdrowe poczucie odrębności — jesteśmy w stanie wyobrazić sobie z pomocą naszej inteligencji emocjonalnej, jak druga istota może się czuć, ale nie oznacza to, że płaczemy nad jej losem, tak mocno odczuwamy ból, że to nas trzeba pocieszać i nagle BUM: znajdujemy się w centrum wydarzeń. To wyklucza troskliwe towarzyszenie drugiej osobie, a zaczyna przypominać zawłaszczanie jej stanów emocjonalnych. Jeśli mamy tendencję do przejmowania emocji innych i utożsamiania się z nimi do tego stopnia, że ciężko nam funkcjonować, bo budzi to w nas silne napięcie, to moim zdaniem warto poruszyć ten temat na terapii, by nauczyć się, jak zdrowo zdystansować się do uczuć innych.

Moją uwagę zwraca jednak inna ciemna strona empatii, a właściwie połączenia empatii z naszą kulturą, w której wypada być nastawionym bardziej na dobrostan innych niż na swój. Czeka nas jako społeczeństwo jeszcze trochę pracy, zanim zrozumiemy, że dbanie o siebie nie jest tym samym, co dążenie po trupach do celu, apodyktyczność, nieliczenie się z nikim i rozpychanie się łokciami. Wróćmy na chwilę do przykładu, w którym empatia pozwala nam w konfliktowej sytuacji zrozumieć partnera i załatwić polubownie sytuację, zamiast doprowadzić do kłótni. A może do kłótni już doszło, ale po fakcie na spokojnie rozważamy, co tak naprawdę się stało i wychodzi na to, że on miał despotycznego ojca, a poza tym przeżywa obecnie stres w pracy i jego ex robiła rzeczy, które teraz przypomniały mu obecną sytuację, dlatego zareagował tak, jak zareagował. Możemy tak analizować we własnej głowie zachowania różnych ludzi z naszego otoczenia — rodziny, przyjaciół, współpracowników – i zawsze dochodzić do wniosku, że najwyraźniej te osoby miały dobre powody, by postąpić w określony sposób. I to się pięknie składa, pod warunkiem, że… mamy również empatię wobec siebie. Co to oznacza w praktyce? Rozumiejąc racje drugiej strony, nie porzucamy siebie, ale stawiamy granice. Empatia może pozwolić nam wybaczać, ale nigdy nie powinna sprawić, że będziemy bardziej szanować wszystkich innych niż samych siebie.