Kilka słów o tym, jak milej pomyśleć o tym, co mamy tam na dole.

Dobra, przyznaję – miałam nadzieję, że złapię Was na ten clickbaitowy tytuł i nie chodzi wcale o kontrowersje związane z narządami intymnymi. Bardzo liczę na to, że zwrot „tam na dole” wywołał w Was oburzenie, bo jak wiadomo, tam na dole to są stopy! Mam nadzieję, że w gronie osób świadomie o siebie dbających nie ma kontrowersji związanych ze sferą seksualności. Premiera produktów Hemp Juice do pielęgnacji delikatnej skóry strefy intymnej jest dla mnie pretekstem do przyjrzenia się, co takiego się zmieniło przez ostatnie lata w temacie cipek i siusiaków, a może sromów i penisów.

JĘZYK KSZTAŁTUJE ŚWIAT

Wierzę, że język kształtuje świat, sposób w jaki o nim myślimy, i decyduje o tym, czy jest on miłym miejscem, czy nie. Czy coś nam w nim wolno, czy nie. W końcu jeśli na hasło naukowiec czy kompozytor zawsze przed oczami wyobraźni pojawia się mężczyzna, łatwo uznać, że to coś nieosiągalnego dla osób, które nie identyfikują się jako mężczyźni. A jeśli nazywamy nasze narządy intymne brzydko, to jak mamy je lubić? Przyglądam się temu tematowi z zainteresowaniem od lat i mój wniosek jest taki, że nadal mamy problem z ładnymi lub choćby neutralnymi nazwami dla naszych narządów rozrodczych. O ile jeszcze chcemy mówić o penisach i pochwach w gabinecie lekarskim, o tyle zupełnie nie są to słowa, których chce się używać w łóżku. Nie wspomnę nawet o znienawidzonym przeze mnie słowie srom, oznaczającym wstyd i kojarzonym ze sromotną klęską – a przecież to głównie właśnie ta część ciała jest źródłem kobiecej przyjemności. Do łask wraca kojarzona przez lata z filmami dla dorosłych cipka, gdzieś obok pojawia się zapożyczona ze wschodnich tradycji yoni. Gdzieniegdzie słyszę o wulwie oraz waginie, ale ta druga odpowiada bardziej pochwie niż zarówno wewnętrznym, jak i zewnętrznym organom rozrodczym. U mężczyzn wcale nie jest lepiej, bo nazwy albo kojarzą się z wulgaryzmami, albo wskazują na funkcje wydalnicze (patrz: siusiak). Są oczywiście również myszki, muszelki, pierożki, broszki, Bożeny i Kryśki jest mały, różdżka, wąż i czarodziej, a nawet, jak zasłyszałam ostatnio, poganiacz na łabędzie. W tym słownym kołowrotku ważne jest, żeby wybrać to słowo, które się nam podoba, które nie ma negatywnych konotacji lub przynajmniej razi nas najmniej, i je oswajać. To ważne, jak odnosimy się do siebie, jakimi słowami opisujemy swoje ciało. Czy o coś brudnego i wstydliwego miło i warto dbać? Znajdźmy słowa, które będą podwaliną pod przyjacielską i pełną czułości relację z własnym ciałem.

CIELESNE SPEKTRUM

To wspaniałe, ile w ostatnich latach uczymy się o swojej różnorodności. Coraz lepiej rozumiemy, że rzeczy nie są tak jednoznaczne, jakimi się wydają i że tak naprawdę poruszamy się w pewnym spektrum. Tak jak spektrum odnosi się do neurotypowości (lub nieneurotypowości), tak samo nasze ciała się różnią, choć zasadniczo mają spełniać te same funkcje. To oznacza, że wszyscy jesteśmy od siebie różni, choć jednocześnie podobni. Wspaniale pisze o tym Emily Nagoski w swojej książce Ona ma siłę: „Narządy rozrodcze każdego człowieka składają się z tych samych części zorganizowanych w różniące się od siebie struktury”. To daje świeże spojrzenie na kolory, kształty i rozmiary naszych narządów rozrodczych. Emily wręcz zachęca, by uznawać za normalne również te, które są zbudowane nietypowo – dopóki spełniają swoją funkcję, są zdrowe i nie przynoszą bólu. Tak odświeżające spojrzenie bliskie jest ciałopozytywności, dzięki której zwiększa się nasza ekspozycja na bardzo różne ciała, nie tylko te, które w przypadku części intymnych mamy okazję podejrzeć wyłącznie u naszych partnerów lub w porno. A skoro poruszamy się w spektrum, nie ma jednego obowiązującego standardu, do którego należy dążyć lub go pilnować, no bo w końcu jak powszechna jest wiedza, że nie każda kobieta rodzi się z błoną dziewiczą, że ta najczęściej uszkadza się, ale nie pęka i nie znika magicznie po pierwszym razie, choć nabiera elastyczności wraz z częstotliwością stosunków oraz ma tendencję do zanikania po 25 roku życia. Jeśli przyjmiemy do wiadomości, że nasze ciało jest w porządku takie, jakie jest, że póki nie przysparza nam dolegliwości, które wymagają medycznej interwencji, jest w zupełności okej, o ile łatwiej będzie nam podzielić się swobodą i radością z bycia we własnym ciele z osobą partnerską?

BYCIE W CIELE

Joga, sport, praktyki oddechowe, psychoterapia, świadomy ruch sprawiają, że mamy coraz większą świadomość własnego ciała. Jak to czuję? Gdzie to czuję? Jaką to odczucie ma temperaturę? Jaki kolor? Jakie to jest dla mnie? Bycie w kontakcie z własnym ciałem, rozumienie jego impulsów, ale również ufanie mu, to wspaniałe składowe świadomej relacji z ciałem. Nie widzę powodu, dla którego nasze części intymne miałyby być obarczane wstydem lub zaniedbane. Jeśli jest Wam choć trochę bliska idea osiędbania, wiecie, że mówiąc „zadbane strefy intymne” nie mam na myśli ogolonych wzgórków łonowych, irygacji pochwy czy przesadnego mycia penisów i cipek mocno perfumowanymi i odzierającymi całkowicie z płaszcza lipidowego płynami. Mówię o badaniach lekarskich, korzystaniu z usług fizjoterapeutek uroginekologicznych, ćwiczeniu mięśni dna miednicy. Pisząc o dbaniu o te części ciała, mam na myśli rozpoznawanie, co budzi naszą rozkosz, co komfort, co lubimy w seksie i czy na pewno to siodełko rowerowe nie mogłoby być żelowe lub z dziurką? 

Emily Nagoski pisze, że częstym powodem braku seksu jest… kiepski seks. Nikomu nie opłaca się uprawiać złego seksu. Na dobry seks składa się bardzo wiele: od dobrze przespanej nocy, oddania dziecka pod opiekę dziadków, rozpakowanej zmywarki, higienicznego trybu życia po drobne i większe fetysze, ulubione zabawki erotyczne czy realizowanie dzikich fantazji. Żaden seks nie będzie jednak dobry, jeśli nie cenimy i nie szanujemy własnego ciała. Stąd potrzeba, by mówić o nim czule, by nie bać się go obejrzeć, dotknąć, by zadbać o odpowiedni poziom nawilżenia podczas stosunków, by wybrać formę zabezpieczenia przed ciążą, która da nam komfort. To kwestia małych, codziennych wyborów: od tego z jakiego materiału uszyte są majtki po to, czy wolisz kubeczek menstruacyjny, podpaskę z organicznej bawełny, tampon czy majtki menstruacyjne. W końcu to dbanie o swoją delikatną skórę miejsc intymnych i o akceptację dla swojego smaku, zapachu, wyglądu. Żyjemy w czasach, kiedy możemy sobie pozwolić na delikatność wobec siebie. O czułość. O zadbanie o własną przyjemność. Gdybym miała stworzyć pomysły na bycie auto-sekspozytywną osobą, moje przykazania wyglądałyby tak:

  1. Zacznij od znalezienia takiej nazwy dla swoich miejsc intymnych, która odpowiada twojemu temperamentowi, nie zawstydza Cię, nie poniża, dodaje Ci mocy i daje dobrą podwalinę do szacunku dla swojego ciała.
  2. Dbaj o swoje zdrowie. Rób badania – zarówno te, które dotyczą tylko Ciebie (to może być cytologia), jak i te, które mają wpływ na zdrowie partnerów czy partnerek i są związane z życiem seksualnym. W naszych czasach nie powinno być niczym dziwnym poproszenie partnera seksualnego o okazanie wyników badań na choroby przenoszone drogą płciową. Warto oczywiście badać i siebie. Dbanie o bezpieczeństwo jest sexy.
  3. Pozostań w kontakcie ze swoim ciałem. Całym. Pytaj siebie „jak się teraz czuję, gdzie to czuję, jakie to dla mnie jest?” i szukaj odpowiedzi na te pytania w ciele. Świadomość ciała jest ważna i pozwala zarówno czerpać więcej przyjemności z seksu, jak i dawać sobie wsparcie zawsze wtedy, gdy się napinamy lub zamykamy (albo wtedy, kiedy po prostu potrzebujemy odpocząć).
  4. Zaakceptuj swój wygląd i zapach. Porzuć pomysł, że jest tylko jeden kanon idealnego wyglądu penisów i cipek. Daj sobie spokój ze wszystkimi firmami, które mówią ci, że wygląd czy zapach twoich miejsc intymnych jest niewłaściwy. Jeśli jesteś zdrowa_y – jesteś w porządku. Jeśli chorujesz wróć do punktu nr 2 i zatroszcz się o siebie z pomocą specjalistów.
  5. Poznaj swoje preferencje. Nie tylko w seksie! Nie warto traktować swoich genitaliów przedmiotowo. Prawdopodobnie wiesz dobrze, co lubią twoje włosy i jak dbać o skórę swojej twarzy. Sprawdź, jak najlepiej zadbać również o delikatną skórę miejsc intymnych. Czy i jakich produktów potrzebujesz? Jaka bielizna jest najwygodniejsza? Chcesz się golić czy nie? Lubisz spać nago czy musi być piżamka? Długie, gorące kąpiele są ok, czy lepszy jest szybki prysznic? Czy lubrykant, którego używasz, współpracuje ze sposobem zabezpieczenia, który stosujesz i zabawkami erotycznymi, jeśli ich używasz? 

Pozwól sobie siebie poznać. Nie bój się otwarcie traktować spraw ciała. Należy mu się wszystko to, co najlepsze, najdelikatniejsze, najzdrowsze.